Upadek Cesarstwa Rzymskiego

"Upadek Cesarstwa Rzymskiego" to jeden z filmów, który był gwoździem do trumny klasycznego Hollywood. Kosztujący 19 milionów dolarów film zarobił w kinach zaledwie 5 milionów i spotkał się tekże ze słabym przyjęciem ze strony krytyków. Oglądając go po latach, zupełnie się niedziwię, dlaczego został tak słabo przyjęty.

Film Manna to dzieło cholernie nierówne. Z jednej strony prezentuje niezapomniane, fantastyczne sceny jak pogrzeb Marka Aurelisza, czy wjazd Kommodusa do Rzymu, z drugiej mamy fatalny wątek miłosny i przeciągnięte w nieskończoność niektóre sceny. Odnoszę wrażenie, że chciano tu upchać jak najwięcej, a można było spokojnie skrócić go o godzinę co byłoby lepsze dla fabuły i dynamiki filmu. Trudno także stwierdzić co dla twórców było najważniejsze- czy analiza zmian polityczno-spoecznych zachodząca w ówczesnym Rzymie i skutkującą początkiem końca imperium, czy relacja miłosną pomiędzy Lucillą a Liwiuszem. Spokojnie można było sobie wątek miłosny darować, co tylko lepiej wpłynęło na sam film. Analiza polityczno - społeczna wypada tu całkiem nieźle, ale nie wybrzmiewa  tak mocno jak powinna. Ale wiadomo, wątek miłosny był w rozumieniu twórców potrzebny aby sprzedać film lepiej widowni i dać możliwość zagrania Sophie Loren. Niestety poprzez fatalne aktorstwo Stephena Boyla grającego Liwiusza, sama Loren wypada blado. Nie ma pomiędzy nimi chemii i ciężko uwierzyć, że te dwie osoby mają się ku sobie. Znacznie lepiej w konfrontacji aktorskiej wypada Christopher Plummer, który tworzy fantastyczny i niezwykle groźny, a miejscami blazeński wizerunek cesarza Kommodusa. Klasą sama w sobie i zdecydowanie najmocniejszy punkt obsady. Do strony technicznej nie można się zbytnio przyczepić. Doskonale tu widać, że pieniądze włożone w ten film nie poszły na marne.  Scenografia i kostiumy prezentują się znakomicie, muzyka daje rade, chociaż miejscami jest zbyt natrętna i niewspółgra z obrazem. Sceny zbiorowe wypadają rewelacyjnie, a batalistyka jak na tamte czasy stoi na wysokim poziomie. Dla dzisiejszego widza może być zbyt zachowawcza i skostniała, co wydaje się zrozumiałe, ale jak na lata w których powstała robi dobre wrażenie.

"Upadek ......" to film, który nie zestarzał się najlepiej. Jest nierówny, miejscami chaotyczny i zbyt zachowawczy, ale w ciekawy sposób pokazuje degrengoladę ówczesnej polityki i społeczeństwa. I mimo, że daleko mu do jakości "Satyricona" Felliniego to warto go zobaczyć. Chociażby dlatego, aby zrozumieć co pogrzebało tak dobrze funkcjonującą maszynkę do zarabiania pieniędzy jak klasyczne Hollywood.