Ekranizacja kultowej gry komputerowej w najtisowych klimatach
Uliczny wojownik - reż. Steven E. de Souza (USA 1994)
Zachęcony przez prowadzącego podcast "Krwawa gadka", a także tym że bracia Philippou (ci od świetnego horroru "Mów do mnie") robią nową wersję "Street Fightera", postanowiłem przypomnieć sobie film z 1994 roku, w którym to Jean-Claude Van Damme i Raul Julia stoją po przeciwnych stronach barykady. I muszę wam powiedzieć, że ten film cudownie się zestarzał. Nie zrozumcie mnie źle, to nadal jest zły film, ale obecnie dostarcza więcej kretyńskiej zabawy niż prawie trzydzieści lat temu.
Nigdy nie byłem fanem gry Street Fighter i jej filmowa adaptacja nie zrobiła ma mnie żadnego wrażenia. Była mi wręcz obojętna. Obejrzałem, bo Van Damme, bo Julia, bo było o nim głośno i zapomniałem, że coś takiego powstało. Zdecydowanie lepiej było zasiąść go gry i trochę "ponawalac się po pyskach", czego w filmie de Souzy zdecydowanie brakuje. No bo tak, Street Fighter to klasyczna bijatyka i zasiadając do filmu na jej podstawie z JCVD w roli głównej masz nadzieję na solidne mordobicie, ale cios to twórcy wymierzają tobie, bo na ekranie wszystkie pojedynki są zabite przez montaż. Może i jakaś choreografia tam była, ale zapewne znaczna część aktorów nie potrafiła jej przyswoić i dlatego musieli przykryć te niedostatki montażem. Kiepskiej jakości montażem. Ale z drugiej strony, oglądając ten film dzisiaj i odcinając go od popularnej gry można doskonale się bawić.
"Uliczny wojownik" to klasyczny akcyjniak, w którym Ci źli chcą zapanować nad światem, a Ci dobrzy chcą im w tym przeszkodzić. Jest tu sporo strzelanin, pościgów i głupich dialogów, ale przynajmniej film nie udaje, że jest czymś więcej. Raul Julia (ostatnia rola tego wybitnego aktora) jako generał Bison jest doskonały. Znakomicie wyczuł konwencję i bawi się rolą wyśmienicie. Szarżuje aż miło. Nawet JCVD miejscami stara się grać na lekkiej nucie pastiszu, co nie do końca mu wychodzi, ale przynajmniej się stara i czasami wygląda to nieźle, a z pewnością zabawnie. Jego nieśmiertelny pulkownik Guile pręży mięśnie, strzela glupie miny i czasami trochę pomacha nogami. Nic więcej od niego nie oczekiwałem. Pozostała część ekipy aktorskiej czasami stara się grać, ale w większości im to nie wychodzi i dzięki temu ubaw jest jeszcze większy.
"Street Fighter" AD 1994 to film nieudany i raczej nikt się z tym kłócił nie będzie, ale w tej swojej nieudolności jest wręcz wspaniały. Sto minut zleciało szybko, a ja już dawno nie uśmiałem się tak na filmie, od którego nie oczekiwałem nic. Cudowna to ramotka