Recenzje filmów "Strzępy" (Polska), "Trumna wampira" (Meksyk) i "Lepsze jutro" (Włochy)
1. "Strzępy" - reż. Beata Dzianowicz (Polska 2022)
Drugi film fabularny Beaty Dzianowicz to realistyczne studium Alzheimera. Nestor rodu Paterak, Gerald powoli zaczyna zdradzać oznaki choroby. Syn, wraz z żoną i córką postanawia się nim zająć. Niestety postep choroby doprowadza do rozpadu rodziny i przejmującego finału. Beata Dzianowicz nie ocenia nikogo, przygląda się spokojnie swoim bohaterom i daje wybrzmieć historii, która do łatwych nie należy. Pokazuje do czego prowadzi Alzheimer i na co trzeba się przygotować w kontaktach z chorą osobą. "Strzepy" to film mocny, odważny, przygnębiający i przede wszystkim potrzebny. Polecam każdemu, ale ostrzegam lojalnie - nie jest to łatwy seans, ale aktorstwo, scenariusz i reżyseria wynagradzają czas spędzony w kinie. 8/10
2. Trumna Wampira - Fernando Méndez (Meksyk 1958)
"Trumna wampira" to kontynuacja przeboju meksykańskiego kina "El Vampiro" z 1957 roku. W finale tego filmu tytułowy wampir zostaję zgładzony i z kołkiem tkwiącym w piersi złożony do grobu. "Trumnę...." rozpoczyna scena wykradzenia trumny z grobowca przez lekarza chcącego zbadać jego ciało. Ostatecznie wampir wraca do życia i postanawia się zemścić na osobach, które zbliżyły go do śmierci. "Trumna wampira" to doskonałe widowisko, które pomimo ponad 60 lat smakuje lepiej niż niejeden współczesny film. Méndez znakomicie panuje nad strukturą opowieści, która nie wolna jest od doskonałego humoru. Film pełnymi garściami czerpie z niemieckiego ekspresjonizmu, filmu noir i horrorów ze studia Uniwersal, a także ciekawe przetwarza mit hrabiego Drakuli. Zaskakuje znakomitą stroną techniczną. Genialne zdjęcia, świetne wykorzystanie światłocienia, perfekcyjna scenografia idealnie komponujaca się z fabułą i montaż stanowią o sile tego dzieła. Do tego znakomite aktorstwo i spójna historia. Dobra zabawa gwarantowana. Zapewnie jeszcze nie raz powrócę do tego filmu. 9/10
3. Lepsze jutro - reż. Nianni Moretti (Włochy 2023)
Nanni Moretti kreci swoje "8 i pół". Może nie jest to tak wirtuozerskie jak arcydzieło Felliniego, ale jest lekkie i przyjemne. Moretti gra reżysera Giovanniego, który właśnie kręci film o Włoskiej Partii Komunistycznej, luźno powiązanej z wydarzeniami 1956 roku na Węgrzech. Poznajemy jego, jego żonę - producentkę wszystkich jego filmów oraz córkę, muzyczkę która spotyka się z dużo starszym od siebie polskim ambasadorem (w tej roli Jerzy Stuhr). Życie prywatne miesza się z planem filmowym i wydarzeniami sprzed 70-ciu lat. Kwestia ideologiczna, związana z utopijną wizją komunizmu nie bardzo do mnie przemawia, lepiej wybrzmiewa satyra i krytyka współczesnego kina, z czym także do końca się nie zgadzam. Moretti krytykuje zbyt duże przywiązanie dzisiejszego kina do filmów pełnych przemocy, przemocy bez sensu i znaczenia. Kreśli śmierć kina artystycznego na rzecz komercyjnego, co zupełnie mnie nie przekonuje, i wyśmiewa produkcje finansowane przez Netflix. I trzeba przyznać, że ten aspekt jest trafny i niezwykle komiczny. Film jest nierówny, ale pomimo tego przyjemny i miejscami bardzo zabawny. Bije z niego miłość do kina i do tworzenia tego kina. I to jego największa wartość. Do finału nie jestem zbytnio przekonany, ale nie można odmówić mu podniosłości i dziwnej aury niesamowitości. Przyjemne to kino, w którym reżyser przygląda się samemu sobie. 7/10