Krwawy koszmar fana kina grozy
Krwawy Koszmar (Kill Her Goats) - reż. Steven Wolsh
Ehhh...... ciężki jest żywot fana kina grozy.... Rzadko trafia się na takie perełki jak "Mów do mnie" czy "Midsomar". Zdecydowanie częściej trafi się film w stylu "Kill Her Goats" znanego u nas jako "Krwary koszmar".
Tytuł zapowiada, że będzie krwawo, plakat w sumie również. Rzut okiem na stronę RottenTomatos, a tam cisza, więc w sumie to nie wiesz, na co się przygotować. Ostatecznie odpalasz, bo masz ochotę na odmóżdżacza z dużą ilością gore...
Początek jeszcze daje radę. Koleś odziany w kozią głowę dokonuje rzezi na parze spędzającej noc w namiocie. Jest krew, jako takie gore i nagość. Myślisz - będzie fajnie - zwłaszcza, że widzisz, iż reżyser idzie w rejony pastiszu. Zacierasz rączki, i nagle dostajesz obuchem w łeb, bo to co było obiecane, nie następuje. Ok, w finale poza ogólnym chaosem mamy marnej jakości gore. Ale gdzieś ulotnił się krwawy koszmar. Pozostał jedynie koszmar filmowy.
Reżyser filmu Steven Wolsh miał pomysł na max 15 minut, a pozostałe 85 minut "czymś się tam zapełni". I tę rolę spełniły zatrudnione do filmu aktorki, które przez prawie 80% krążą bez celu po mieszkaniu i okolicy, skąpo odziane. Do ich garderoby należą obcisłe bluzki, które ochoczo zrzucają gdy tylko tego zapragną i nie wiele zakrywające majtki. Czasami jakaś spodniczka mini się trafi, ale to sporadycznie. Plan był prosty - zatrudnimy atrakcyjne młode aktorki, które swoimi walorami przykryją błędy scenariuszowe i realizacyjne. No bardzo mi przykro, ale nie dość, że ich nie zasłoniły, to jeszcze zagrały fatalnie. W sumie to nie dziwne, bo scenariusz im na to nie pozwalał, a reżyser wymagał jedynie zmysłowego bujania się przed kamerą.
1/10