Grupka przyjaciół wybiera się na weekend do bogatego kumpla na imprezę. Czy coś może pójść nie tak?
Październik to miesiąc zarezerwowany dla grozy, a to ze względu na zbliżające się Halloween. Oczywiście, każdy miesiąc jest dobry na przygodę z horrorem, ale w październiku smakują one zupełnie inaczej. Co nie znaczy, że lepiej
Wielkie studia zazwyczaj szykują na ten czas kolejne odsłony znanych i powszechnie lubianych serii. A w zasadzie nie oferują nic poza festiwalem jump scear'ów. Co samo w sobie nie jest złe. Dobrze zrobiony jump scare potrafi nas wytrącić ze strefy komfortu, źle - nie oferuje nic poza nudą. Na szczęście z pomocą przychodzą mniejsze studia z A24 na czele. I to właśnie te ostatnie wypuściło do kin film "Bodies, Bodies, Bodies" w reżyserii Haliny Reijn.
Drugi film w reżyserskim dorobku Haliny Reijn powstał z miłości do slashera i kryminały w stylu Agathy Christie, gdyż w zasadzie jest on wypadkową tych dwóch gatunków, polanym soczyście czarnym jak smoła humorem. Fabuła nie jest specjalnie odkrywcza. Grupa przyjaciół spotyka się na weekend w posiadłości jednego z nich, daleko od zgiełku cywilizacji. Spokojna, zakrapiana alkoholem i narkotykami impreza powoli się rozkręca, aż do pojawienia się pierwszego trupa. Od tego momentu nakręca się spirala podejrzeń i oskarżeń. I tak do samego finału, który potrafi zaskoczyć.
"Bodies, Bodies, Bodies" to film sprawnie zrealizowany i ciekawie bawiący się konwencją klasycznego slashera. Film, który w inteligentny sposób buduje napięcie i do końca nie zdradza tajemnicy. Ale to nie tylko sprawnie zrealizowany horror. To przede wszystkim krytyka amerykańskiego społeczeństwa - podzielonego i gotowego sobie skoczyć do gardła z byle jakiego powodu. To jednak nie wszystko. Reżyserka wraz ze scenarzystką szczególnie skupiły sie na uprzywilejowanej grupie bogatych, dobrze wykształconych dwudziestoparolatków, którzy są przyszłością tego narodu i są dla nich bezlitosne. Dostaje im się za podejście do życia, do osób z niższych warstw społecznych, ale szczególnie obrywają za krótkowzroczność, egoizm, głupotę i ignorancję. Może Rejin nie mówi rzeczy odkrywczych, ale przedstawia je w oryginalnej formie i pokazuje, że współczesny slasher wcale nie musi być bezmyślnym, napakowanym gore (którego jest tu sporo iniezłej jakosci) wyrobem taśmowym
7,5/10
Sly