Origin story nowego super-bohatera w dogorywającym uniwersum DC
Blue Beetle - reż. Angel Manuel Soto
Jaime Reyes, ieżo upieczony absolwent prawa, wraca do swojego rodzinnego miasta pełen energii i nadziei na lepsze jutro. Na lotnisku wita go jego rodzina - matka, ojciec, babcia, trochę szalony wujek oraz siostra. Okazuje się, że nie wszystko jest tak różowe jak mu się wydawało. Rodzina Reyesów musi wyprowadzić się ze swojego domu, a to nie wszystkie kłopoty z jakimi się borykali pod jego nieobecność. Jaime jednak nie zamierza się poddać i postanawia znaleźć dobrą pracę, ktra pozwoli wyrwać go i jego rodzinę z biedy. To nie należy do łatwych rzeczy. Udaje mu się dostać pracę, ale nie jest to szczyt jego marzeń. Szybko ją traci. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Stając w obronie Jenny Kord, córki byłego właściciela korporacji trzęsącej miastem, dostaje możliwość zdobycia lepszej pracy. Jenny w ramach spłaty długu wdzięczności zaprasza go do głównej siedziby firmy w celu oferowania mu jakiejś pracy. Jaime wybiera się tam, ale zamiast pracy otrzymuje tajemniczy artefakt w kształcie skarabeusza. Okazuje się, se jest to pewnego rodzaju symbiot, który wybiera Jaimiego na swojego nosiciela. W taki sposób niedawno upieczony absolwent prawa staje się superbohaterem zwanym Blue Beetle. Skarabeusza chce odzyskać rządna władzy i potęgi ciotka Jenny, która ma względem niego swoje własne plany. Jaime musi stawić jej czoło.
"Blue Beetle" to nowy film super-bohaterski ze stajni DC, na którego raczej nikt nie czekał. Warner Bros skupione na promocji swojego megakitu "Barbie" całkowicie olało promocje filmu Sato, co przełożyło się na wyniki w weekend otwarcia. Będzie to niestety kolejna klapa, do której filmy super-bohaterskie w tym roku już nas przyzwyczaiły. A szkoda, gdyż "Blue Beetle" ma jednak coś do zaoferowania. Nie jest to może film w pełni udany, ale ma pewne elementy, które nie pozwalają na oderwanie się od ekranu. Ale o tym później.
W pierwszej kolejności jest to generyczne i sztampowe origin story jakie widzieliśmy już wiele razy. Nic nowego w tej materii nie wymyślono. Jednak te film nawet nie rości sobie do tego praw. Znajdziemy tu elementy charakterystyczne zarówno dla filmów DC jak i Marvela. Wprawne oko dostrzeże nawiązanie do "Iron Mana", filmów o sympatycznym pajeczaku i czlowieku mrówce, a nawet do "Batmana","Thora" czy "Watchmen". Nihil novi - wszystko znane. Poza tym od początku wiemy, jak to wszystko się skonczy. Efekty specjalne nie wyglądają może najlepiej, ale.dziwnientu pasują. Film kopiuje znane klisze, ale jednak przyciąga bohaterami. Najważniejsza wartością filmu sa bohaterowie, a konkretnie rodzina Jaimiego i ich wspólne relacje. I może nie są wybitnie napisani i miejscami wpadaja w pułapkę stereotypów, to jednak są jacyś. Ich wspólną relacja stanowi główny trzon filmu i powoduje, że chcemy im kibicować. Trzymamy ich stronę I rozumiemy ich misję. "Blue Beetle" to jednak trochę nowe spojrzenie na kino superbohaterskie, bo mocno skąpane w familijny sosie, co należy uznać za duży plus. Tego jeszcze nie było i to tu udaje się znakomicie. Poza tym film ciągnie w campowe klimaty, co podkreśla bardzo dobra, utrzymana w klimatach lat 80-tych ścieżka dźwiękowa i o dziwo efekty specjalne. Ich campowy charakter nadaje uroku temu filmowi i pozwala na przyzwoitą zabawę.
"Blue Beetle" to klasyczny średniak, o którym za jakiś czas nikt nie będzie pamiętał, ale mam nadzieję że nowi dyrektorzy kreatywni DC zostaną przy tych bohaterach, bo to jest najmocniejsza strona filmu Soto. W sumie studio reklamuje go jako pierwszy film z nowego otwarcia, co oczywiście mija się z prawdą, ale daje nadzieję że Gunn i Safran przyjmą ich pod swoje skrzydła.
6/10