Z plakatu spogląda na nas urodziwa rudowłosa pani otoczona przez dwóch dobrze nam znanych panów. Jednym z nich jest Michał Żebrowski, drugim Pawłem Deląg, obaj wyciągnięci z aktorskiego niebytu. Plakat sugeruje, że „Wszystko albo nic” to film o rywalizacji tych dwóch panów o wdzięki tej pani. To jednak nie wszystko. Zwiastun, okraszony łatwo wpadającą w ucho, a przy okazji niezwykle kiczowatą piosenką Ewy Farny, również sugeruje, że mamy do czynienia z czesko-polską wersją „Dziennika Bridget Jones”. Niech was to jednak nie zwiedzie, to tylko sprytny chwyt marketingowy, gdyż obiecanej przez dystrybutora rywalizacji w tym filmie nie odnajdziecie. W zamian są tu marzenia trzydziestoletniej kobiety o księciu na białym koniu i cholernie duża ilość nieznośnych wręcz stereotypów. Jedynym plusem jest to, że brakuje aktorów kojarzonych z tego typu produkcjami (Kalorak, Dereszowska, Adamczyk), ale marna to dla widza pociecha. Po wyjściu z kina mam wrażenie bezpowrotnie zmarnowanego czasu.
Debiut reżyserski Marty Ferencovej opowiada historię Lindy (Tatiana Pauhofova), samotnej matki, prowadzącej wraz z przyjaciółką Vandą (Klara Issova) małą księgarnię w Pradze. Te urocze duo uzupełnia Edo (Lubo Kostelny), gej i pracownik owej księgarni. Cała trójka marzy o wielkiej i prawdziwej miłości i wydaje się, że ta jest w zasięgu ręki, ale jakoś nie chce przyjść. Czyli wszystko w tym filmie podporządkowane jest poszukiwaniu tego jednego, wymarzonego mężczyzny. I Lindzie udaje się go znaleźć, przynajmniej na początku filmu tak myślimy. Najpierw wpada na niego na ulicy, później on ratuje ją przed pędzącym samochodem, a trzeci raz przychodzi do niej do księgarni. On (Michał Żebrowski), biznesmen i milioner, początkowo budzi w bohaterce niechęć, ale jego szarmanckie zachowanie i pewność siebie ostatecznie przekonują ją by dać mu szansę. Po krótkim czasie Linda całkowicie się w nim zatraca. Problem w tym, że Jakub nie okazuje się księciem z bajki, a jedynie perfidnie wykorzystuje naszą bohaterkę. Załamana Linda wpada w ramiona przystojnego lekarza (Paweł Deląg), który potrafi zaopiekować się nią i dwójką jej dzieci (najmłodsza z córek jest owocem związku z Jakubem). Od tej pory żyją długo i szczęśliwie. W międzyczasie, wiecznie gadająca o seksie Vanda również odnajduje swoją miłość, jedynie Edo, pod koniec filmu, traci swoją drugą połówkę. I to by było na tyle. Nic odkrywczego, nic nowego. Wszystko już kiedyś było i to pokazane w znacznie lepszy sposób. I dobrze, może komuś ten film przyniesie satysfakcję i stwierdzi, że obejrzał lekką i relaksującą komedię. Proszę bardzo, czemu nie. Problem w tym, że lekkość i relaks z dzieła Ferencovej uleciały gdzieś po drodze, a ich miejsce zajęły koszmarne stereotypy, które ciężko zaakceptować. Zapewne znajdzie się ktoś, kto mi wytknie, że taka jest charakterystyka komedii romantycznej i nie należy od tego typu kina wymagać więcej. Nie, przeciwnie. Od kina gatunkowego należy wymagać dużo i nie wolno przymykać oczu na mniejsze bądź większe błędy, tylko dlatego, że są wpisane w cechy danego gatunku. „Wszystko albo nic” chce być lekka komedią romantyczną, ale na samych chęciach się kończy.
Co więc zawiniło? W pierwszej kolejności fatalny scenariusz, w drugiej, słaba reżyseria, a oliwy do ognia dolali aktorzy, z niezwykle sztywnym Michałem Żebrowskim na czele. Jedynie Paweł Deląg i Krzysztof Tyniec tchnęli trochę życia w swoich bohaterów. Może się nam spodobać nawet przerysowana Vanda, ale cała reszta leży i nie robi nic byśmy ich polubili. W dodatku w filmie mamy dwóch gejów, z których jeden jest klasycznym filmowym gejem do nieskończoności. Doprawdy, znam paru i tak przerysowanego homoseksualisty jeszcze nie spotkałem. Ale ok, miał on być elementem komicznym, z tym że to także się nie udało. I ostatnia, w zasadzie najważniejsza sprawa. Nasza bohaterka ma córkę, o której nie wiemy nic, poza tym że jest i parę razy mignie nam na ekranie. Teoretycznie powinna być ona najważniejszą osobą w życiu Lindy, ale nie sprawia takiego wrażenia. Wydaje się na siłę dodana przez scenarzystów, aby skomplikować relację Lindy z Jakubem i wepchnąć w ramiona innego mężczyzny. Ale nie tylko to kładzie ten film na łopatki. Do tego przykłada się też fatalna realizacja. Słaby montaż, pocztówkowe zdjęcia i przede wszystkim nietrafiony dubbing. Źle zsynchronizowany i fatalnie dobrany do występujących aktorów. Naprawdę nie można było zostawić oryginalnego języka? Jakości filmu by nie poprawił, ale z pewnością oglądałoby się to zdecydowanie lepiej.
3